Wilkołaki są generalnie strasznie nudne. Wampiry piją krew i mają arystokratyczną naturę, potwór Frankensteina miał cały tragiczny background, zombie brną przed siebie, nie zważając na nic, a wilkołaki...? Transformacja w pełnię i to tyle, jeśli chodzi o ciekawe motywy. Nuda. Ale Skowyt 2 jest inny. Gdzie indziej można znaleźć Kapitana Amerykę i Sarumana walczących z wilkołakami?
Historia zaczyna się dokładnie w miejscu, gdzie zakończyła się część pierwsza - główna bohaterka, chcąc udowodnić istnienie wilkołaków, sama zmienia się w jednego podczas swojej telewizyjnej audycji. Chwilę potem ginie, postrzelona paroma srebrnymi kulami. Howling 2 rozpoczyna scena pogrzebu, gdzie oprócz gwiazdy kina akcji klasy B - Reba Browna (tytuły takie jak Yor, Robowar, Strike Commando czy telewizyjny Captain America - którego dotyczyła metafora w poprzednim akapicie - są już sztandarowymi tytułami kina klasy B, a sam Reb jego ikoną), pojawia się także Christopher Lee, którego chyba przedstawiać nie trzeba. Reb gra brata zmarłej, natomiast Christopher Lee jest detektywem-okultystą (przynajmniej tak to zostało powiedziane w filmie) o swojskim imieniu Stefan. Z informacji Stefana wynika, że usunięcie srebrnych kul z ciała nieboszczki spowodowało jej powrót do świata żywych, rzecz jasna w postaci likantropa. Zmartwychwstałą dziewczynę zamierza zwerbować okoliczna ekipa wilkołaków (która głównie odwiedza koncerty muzyczne i tam szuka ofiar o możliwie najdziwniejszym wyglądzie zewnętrznym), na których z kolei poluje Stefan.
I tak po nitce do kłębka, od jednej fatalnie sportretowanej sceny walki z wilkołakami do drugiej, dowiadujemy się, że oto gdzieś w samym sercu mrocznego kraju, sercu krainy wilkołaków, Transylwanii (serio, wg tego filmu to wilkołaki rządzą Rumunią, najwyraźniej Dracula musiał się wynieść gdzieś indziej) odrodziła się Striba - wielka królowa likantropów i tytułowa werewolf bitch (a także chodzące portfolio chirurgii plastycznej). Stefan, Reb (w tym miejscu przepraszam, że nie używam ekranowego imienia postaci granej przez Browna, ale Reb to dla mnie zawsze Reb, niezależnie w jakim filmie gra) i jakaś kobieta (naprawdę nie mam pojęcia kim jest ta panna kręcąca się przez cały film wokół dwóch głównych bohaterów, dlatego też to ostatnie miejsce, w którym o niej wspomnę - jest tak bezbarwna i nudna, że historia wcale by nie ucierpiała, gdyby zniknęła także z filmu) ruszają do wspomnianej Transylwanii, by raz na zawsze rozprawić się ze strasznymi europejskimi wilkołakami i ich panią.
Zaznaczyłem europejskimi, bowiem - przynajmniej wg Howling 2 - europejskie wilkołaki to nie jakieś tam amerykańskie wilczki, które uciekają przed srebrem. Europejskie monstra kłaniają się tylko kulom zrobionym z tytanu! Co więcej, najskuteczniejszą metodą na wilkołaka z Transylwanii jest wbicie mu w serce tytanowego ostrza. Natomiast przepędzić może je m.in. woda święcona lub czosnek. (Szczerze, to przez większość filmu miałem wrażenie, że pan producent Howling 2 zwyczajnie dostał scenariusz o wampirach i postanowił, że zamieni każde występujące w nim słowo wampir na wilkołak, podepnie się pod popularną część pierwszą Skowytu i może jakoś to będzie.)
Mógłbym tak opowiadać o tym filmie w nieskończoność, bo praktycznie każda scena jest tak niedorzeczna, że spokojnie nadawałaby się jako materiał na całego posta. Warto jednak samemu poświęcić trochę czasu i zapoznać się z tym arcydziełem złego filmu, bo takiej pociesznej fuszerki nie zobaczy się nigdzie indziej. Niech jako przykład nieudolności twórców posłuży fakt, iż w całym filmie, nigdzie nie jest pokazana scena transformacji człowieka w wilkołaka (a przecież to jest najważniejszy moment dowolnego filmu o likantropach!). Za każdym razem twórcy serwują jakieś wyjątkowo kiczowate, dziwne scenki, pocięte ujęcia pomieszane z losowymi obrazami i to tyle. Ba, nawet samych wilkołaków jest na lekarstwo - na początku filmu wszelkie walki, pościgi itp. pokazane są jako żonglerka wyrwanymi z kontekstu kadrami - ot, ktoś biegnie, cięcie, kadr z siedzącym sobie na czarnym tle wilkołakiem, ktoś dalej biegnie, cięcie, kadr z źle wyglądającą atrapą pyska wilkołaka, cięcie, itd. W dalszych scenach wilkołaki to po prostu przebrani w kostiumy aktorzy - tyle, że podobny bardziej do wielkich goryli niż wilków.
Cóż jeszcze? Święte zatyczki do uszu chroniące przed straszliwym skowytem, powodującym wybuchanie oczu (serio), pokój 666 proponowany w hotelu Rebowi (ten oczywiście nie widzi w tym nic podejrzanego, nawet w związku z tym, że ów przybytek nie ma sześciu pięter), wyjątkowo obleśny i bezsensowny dla całej fabuły seks wilkołaków (w tym scena zrywania ubrań przez Stirbę powtarzana podczas napisów końcowych 18 razy!) i święty granat ręczny (naprawdę, Stefan rzuca fiolką z jakimiś święconymi olejkami, które następnie wybuchają!). A to dopiero początek wyliczanki.
Skowyt II jest tak fascynującym przykładem złego sequela, że Nieśmiertelny II czy Matrix Reaktywacja nie mają nawet szans nawiązać z nim jakiejkolwiek walki na tym polu. Christopher Lee parokrotnie przepraszał za swój udział w tym dziele (w tym także reżysera pierwszej części), kariera Reba Browna niestety znalazła się w martwym punkcie (a to był bądź co bądź, najbardziej mainstreamowy jego film), a na filmy o wilkołakach spadła stara transylwańska klątwa i do dziś nie powstał żaden choćby przyzwoity. Przy okazji, Howling ma prócz części drugiej także całą masę kolejnych sequeli, które są ponoć jeszcze gorsze niż Stirba (w co szczerze mówiąc, trudno mi uwierzyć...).
1 komentarzy:
O-je-zu... Tak głupiego filmu nie można stworzyć na trzeźwo... Jest chyba jeszcze gorszy niż druga część 'Zmierzchu'...
/Alice Murder
Prześlij komentarz