poniedziałek, 24 stycznia 2011

Striptizerki zombie / Zombie Strippers

Są takie filmy, które niespodziewanie stają się kultowe i kreują gwiazdy, od tej pory kojarzone głównie z danym klasykiem. Takie przykładem mógłby być film Evil Dead, który z reżysera Sama Raimiego zrobił swego czasu wyrocznię fanów horrorów (i tworzył mu drogę do dużych projektów, takich jak seria Spider-Man), a Bruce'a Campbella uczynił ikoną tego gatunku. Są też takie filmy, które ogląda się tylko ze względu na to, że w obsadzie znaleźć można już uznane, legendarne postaci - Zombie Strippers jest właśnie takim przypadkiem. Tutaj co prawda, uznany aktor jest tylko jeden - Robert Englund (jedyny słuszny Freddie Krueger z serii Koszmar z Ulicy Wiązów), ale towarzyszy mu nie mniej legendarna w nieco innym gatunku kina Jenna Jameson i cała grupa jej biuściatych koleżanek.


Mimo że po takiej obsadzie trudno spodziewać się czegoś bardziej ambitnego aniżeli zawsze skuteczne połączenie hektolitrów krwi i kilogramów silikonu, to jednak trzeba przyznać twórcom, że podeszli do sprawy bardzo odpowiedzialnie i zadbali o odpowiednie tło fabularne. Otóż w alternatywnym świecie filmu, George "Dablju" Bush rządzi USA już paręnaście dobrych lat i po jakimś czasie postanawia zakazać działalności nocnych klubów na terenie całego państwa (a znając Busha, takowa instrukcja została mu pewnie przekazana osobiście przez Jezusa). Tym samym w całych Stanach wykiełkowały nielegalne, podziemne (również dosłownie) bary ze striptizem. Oprócz walki z rozpustą, teksański kowboj rzecz jasna wciąż toczy swoją wojnę z terroryzmem. Ale że zasoby ludzkie zaczynają się nieco uszczuplać, wojsko pracuje nad sposobem ożywania martwych żołnierzy, by następnie - niewrażliwych na strzały - posyłać z powrotem do boju. Pierwsza próba nie wychodzi najlepiej, więc specjalny oddział zmuszony jest pozbyć się wszystkich królików doświadczalnych, ożywionych i głodnych. Jeden z żołnierzy zostaje ugryziony i zdając sobie sprawę, czym to się skończy (kulką w głowę, bowiem dowództwo nie jest głupie, ogląda zombie movies i wie, że ugryzienie implikuje transformację w żywego trupa), ucieka przed swoim smutnym przeznaczeniem, wpadając do jednego z zakonspirowanych night-clubów.


Każdy rozgarnięty fan horrorów pewnie już na tym etapie wie, czego się można spodziewać w kwestii rozwoju fabuły. Żołnierz w końcu zamienia się w zombie i rozpoczyna się masakra, gdzie grupa niedobitków broni się przed zmasowanym atakiem zombie. W zasadzie... to prawda, ale w międzyczasie pojawia się wyjątkowo oryginalny wątek. Otóż wspomniany ugryziony wojak w chwili słabości rzuca się celem konsumpcji na jedną ze striptizerek (w tej roli Jenna Jameson, która mimo że zrezygnowała z kariery pornogwiazdy, to dalej nie ma nic przeciwko prezentowaniu się głównie w stroju Ewy), a ta po paru minutach leżenia w kałuży krwi, wstaje z martwych i jakby nigdy nic wraca do tańczenia - ba, jako zombie radzi sobie jeszcze lepiej, a klienci baru hojniej obdarowują pannę banknotami. Pozostałe tancerki również zostają z czasem zarażone i naturalnie wszystkie zaczynają o wiele lepiej tańczyć - jednakże pierwiastek ludzki w nich powoli znika, uwalniając jedynie żądzę krwi. Tutaj na posterunku staje entuzjastycznie liczący zyski właściciel lokalu (Englund), który nie ma nic przeciwko, żeby martwe panie zabierały na prywatny taniec wybrane osoby z publiki, następnie pożywiając się nimi. Wszystko prowadzi do sytuacji, w której z jednej strony staje armia żywych trupów - tancerek i ich ofiar, a z drugiej - właściciel baru i nieliczna grupa ludzi. 


Film jest generalnie mocno obleśny. Obrzydliwie wyglądają zamienione w zombie gwiazdki porno (choć już przed przemianą prezentowały się średnio, ale to kwestia gustu), wyjątkowo odpychający jest Robert Englund w charakterze szefa klubu. Jego rola jest tak przerysowana, że przekracza ten moment kiedy groteskowa gra nie jest już śmieszna, a staje się nie do wytrzymania. Poza tym, cała akcja dzieje się w jednym tylko lokalu i jego nielicznych pomieszczeniach, ale z drugiej strony to w końcu bar ze striptizem, więc w sumie nie ma co narzekać, tym bardziej, że autorzy nie poskąpili samych scen tańca erotycznego. Szkoda, że on sam staje się mocno aseksualny, kiedy striptizerki zamieniają się w zombie - chyba, że ktoś lubi blade pornogwiazdki z pomarszczona skórą, bliznami, dołami pod oczami i na dodatek ubroczone krwią, wtedy nie będzie rozczarowany. Oczywiście sama fabułą i sposób jej prowadzenia nie powalają, dialogi są głupie, a cała historia mocno przewidywalna, ale szczerze mówiąc, chyba nikt się po filmie zatytułowanym Zombie Strippers nie spodziewał fajerwerków.


Natomiast czego ja się po tym dziele spodziewałem? Zasadniczo występowania w sensownych ilościach obu elementów tytułu - i w tym kontekście film na pewno nie rozczarowuje. Poza tym wiele więcej do zaoferowania nie ma, ale warto dać mu szansę w charakterze zabawnej ciekawostki. Zapewne spore jest też grono ciekawych, jak Jenna radzi sobie z znacznie bardziej rozbudowanym scenariuszem, niż zwykle...
.

1 komentarzy:

Marcin Z. pisze...

Co taka długa przerwa w pisaniu? Do boju!;)

Prześlij komentarz