piątek, 7 stycznia 2011

Blob - zabójca z kosmosu / The Blob

Blob - zabójca z kosmosu to film, wobec którego mam bardzo ambiwalentne uczucia. Z jednej strony jest to bardzo dobrze zagrana, trzymająca w napięciu, wyjątkowo interesująca historia (naprawdę!), ale z drugiej - dotyczy ona w końcu kosmicznego kisielu pożerającego ludzi, a użyto w tym celu najtańszych efektów specjalnych w historii horroru. 


Opowieści o litrach silikonu użytych przy animowaniu bloba czy słynny już motyw wykorzystania oblanego kisielem zdjęcia jako ilustracji ataku kosmicznego najeźdźcy na kino (na  jednym ze zdjęć poniżej) to jedno, natomiast faktem jest, iż The Blob zapisał się w historii kina grozy jako jeden z najciekawszych filmów dotyczących ataku z kosmosu, głównie ze względu na sam motyw kosmicznej plazmy, ale także brawurową rolę Steve'a McQueena.

Bloba - zabójcę z kosmosu (swoją drogą, to bardzo kreatywny pomysł przetłumaczenia angielskiego tytułu The Blob) nakręcono w roku 1958, a więc w epoce gigantycznych potworów, porywaczy ciał z kosmosu i atomowych mutantów, warto więc docenić jego oryginalność i przy okazji przymknąć oko na masę wyświechtanych do bólu motywów, które wówczas były wręcz nowatorskie. Film zaczyna się sceną w której to pewien staruszek znajduje krater z niewielkim meteorytem w środku. Z racji tego, że akcja dzieje się w Ameryce, mężczyzna nie ma absolutnie żadnych oporów przed dokładnym zbadaniem dziwnej galaretowatej substancji, która spoczywa we wnętrzu kosmicznego obiektu. Plazma z meteorytu przykleja się do jego ręki, a biedny staruszek trafia do szpitala. Niedługo potem okazuje się, że z dziwaczna kisielowata substancja to odżywający się ludzkim mięsem kosmita, który z każdą kolejną pożartą ofiarą zwiększa swój rozmiar i zmienia kolor na coraz bardziej czerwony. O ile zwykle nabijam się z tej kliszy, tak tutaj fakt, iż ostatecznie do walki z monstrum staje grupa nastolatków (jedyni świadomi zagrożenia), jest szczególnie wart podkreślenia. Blob jest bowiem pierwszym horrorem, gdzie główną rolę odgrywa właśnie grupa młodych ludzi i to na ich barkach spoczywa uratowanie miasteczka (bo oczywiście akcja rozgrywa się na amerykańskiej prowincji), a w dalszej kolejności również całego świata przed okrutnym i galaretowatym wrogiem.


Film posiada specyficzny urok, będący efektem zarówno użycia dosyć chałupniczych metod tworzenia efektów specjalnych doń (w ruch poszedł zabarwiony sylikon i różnego rodzaju artykuły spożywcze), jak i charakterystycznej atmosfery lat 50-tych, z sukienkami w grochy, stylowymi kabrioletami na ulicach i gangami zbuntowanej młodzieży, która to dziś pewnie uchodziłaby za wyjątkowo ułożoną. Zmagania Steve'a McQueena z różowawą galaretą wydają się wyjątkowo absurdalne, tym bardziej, że aktorzy grają zdecydowanie na serio, natomiast samo spojrzenie na porcję kisielu pochłaniającą ludzi sprawia, że cały film nabiera sobie właściwej specyfiki - innymi słowy, albo się śliskiego kosmitę pokocha, albo wyśmieje.  Jeśli szukacie poważnego filmu o inwazji z kosmosu stworzonego na bazie całkowicie niepoważnego pomysłu, przy użyciu raczej pociesznych efektów specjalnych, wtedy lepszej pozycji niż The Blob nie sposób znaleźć.

Beware! The Blob


Lata siedemdziesiąte przyniosły spragnionym fanom bloba kolejną pozycję - a mianowicie Beware! The Blob, znany tez pod tytułem Son of the Blob. Jak to często bywa z kontynuacjami horrorów (m.in. Teksańska masakra piłą łańcuchową 2, Martwe Zło 2), tym razem postawiono na o wiele większą dawkę humoru, czyniąc z sequela coś w rodzaju parodii poprzednika. Efekty specjalne nie zmieniły się specjalnie mimo 14 lar różniących obydwa filmy i wciąż wypadają dosyć mało przekonująco. Sam sequel natomiast zebrał dosyć słabe recenzje, nie posiadał bowiem uroku i lekkości pierwszej części.

The Blob - remake


W 1988 roku, na fali wysypu różnego rodzaju ataków dziwnych kreatur z kosmosu (wspominałem o tym przy okazji poprzedniego wpisu), postanowiono przywrócić do życia także starego, poczciwego bloba. Fabuła pozostała niemal niezmienna, zmienił się jednak nieco klimat. Film uwspółcześniono, dodano sporo efektów gore (teraz gdy plazma kogoś pochłania, dokładnie widać w jaki sposób się to dzieje), przy okazji dopisano całkiem od nowa genezę bloba, sugerując, że jest on eksperymentem wojskowym, który wymknął się spod kontroli. Mi osobiście te nowe pomysły niespecjalnie przypadły do gustu, choć znakomite efekty specjalne czynią remake The Blob filmem, który warto obejrzeć, jeśli razi was staroświecki styl  i mała widowiskowość pierwszego Bloba.

***


The Blob wciąż posiada grono oddanych fanów, doceniających zarówno oryginał, jak i remake. I nic dziwnego, bowiem kto mógłby oprzeć się uroczej, różowawej kupie kisielu, leniwie sunącej po podłodze? To już klasyka horrorów klasy B i film, który zyskał fanów dzięki temu, co najważniejsze - oryginalności i ciekawemu pomysłowi, przekładającemu się na wyjątkowe walory rozrywkowe.
.

1 komentarzy:

Anonimowy pisze...

ciekawy opis, wlasnie obejrzalam ten film podobał mi sie mimo ze obejrzalam setki innych filmow ...

Prześlij komentarz