wtorek, 14 grudnia 2010

Zombie / Zombi / Zombie Flesh Eaters - najgorszy cykl, jaki zna kino grozy

Jako, że poprzedni post cieszył się dosyć sporą popularnością, również i tym razem przygotowałem opis nie jednego filmu, ale całego cyklu obrazów. Padło na serię Zombie, znaną również pod milionem innych tytułów, z czego amerykańskie Zombie Flesh Eaters jest chyba drugim najpopularniejszym. Co ciekawe, seria ta zaczyna się od... części drugiej.



Sprawcą całego zamieszania jest Lucio Fulci, zasłużony już dla gatunku włoski reżyser. Otóż będąc pod wrażeniem Świtu Żywych Trupów George'a Romero (którego europejska edycja - Zombie - była modyfikacją autorstwa innego włoskiego klasyka horroru, Dario Argento), Włosi postanowili zrealizować swój nieoficjalny sequel. Dlatego też dziełko nakręcone przez Fulciego nazwano wygodnie Zombie 2 (A właściwie Zombi 2, ale nie komplikujmy sprawy bardziej). I było to całkiem czytelne, do czasu gdy seria zaczęła żyć własnym życiem i pojawiły się kolejne sequele. O ile fani horroru (i Włosi) zdają sobie sprawę, dlaczego pierwszą de facto część cyklu nazwano właśnie w ten sposób, to już dla postronnej osoby zaczynanie całej serii filmów od części drugiej może wydać się co najmniej dziwne.

Tutaj mała dygresja - warto zwrócić uwagę na to, ile serii filmów zapoczątkował Romero swoim oryginalnym cyklem. Jest więc klasyczna seria filmów Romero, na którą składa się Noc, Świt, Dzień czy Ziemia Żywych Trupów (plus Dziennik, Survival i jeszcze parę innych koszmarków, do których których Romero nie powinien się przyznawać). Od Nocy Żywych Trupów niejako wychodzi Powrót Żywych Trupów, opowiadający co prawda inną historię, ale nawiązujący dosyć bezpośrednio do wspomnianego klasyka Romero, zresztą - film ma przecież Return w nazwie. Od Świtu Żywych Trupów zaczyna się także seria Zombie, o której więcej za chwilę. W 2005 wyszedł niespodziewanie Dzień Żywych Trupów 2, oczywiście w żaden sposób niezwiązany z Romero. Tenże film co prawda kolejnych sequeli się nie doczekał, ale to pewnie tylko kwestia czasu. Tak więc mamy już 4 serie, do tego doliczyć można cykl remake'ów oryginalnych filmów (z czego tylko Noc i Świt Żywych Trupów warto obejrzeć). A znając życie, to pewnie tylko wierzchołek góry lodowej, bo wiele niskobudżetowych dziełek pewnie nawet nie figuruje na IMDb.


Wracając do włoskiego zamieszania - byłoby ok, gdyby poprzestano na tytule Zombie 2. Kolejne części otrzymywałyby następne w kolejności numerki i jako-taką jasność udałoby się wtedy zachować. Oczywiście nie ma tak łatwo, tym bardziej, że poza Włochami mało kto orientował się o co z tą nieszczęsną dwójką chodzi. Dlatego też Amerykanie serię znają pod tytułem Zombie Flesh Eaters i przy okazji sequeli po prostu dopisują kolejne cyferki (co prowadzi do kolejnych nieporozumień, bowiem np. Zombie 4 to u nich Zombie Flesh Eaters 3, itd.). Jakby tego było mało, praktycznie każda z części cyklu występuje także pod szeregiem innych tytułów. Co więcej, przy okazji niektórych wydań Zombie 2 przemianowano na Zombie, nie ruszając przy okazji tytułów sequeli. Lekko chaotyczne.

Chciałbym nieco to nazewnictwo serii uprościć, w związku z tym zaczynam od klasycznego Zombie 2 (pozwolę sobie tu na zamerykanizowanie włoskiego zombi, które swoją drogą brzmi o wiele fajniej) i za kolejne sequele uznaję filmy, które w pakiecie swoich różnorodnych tytułów mają także wspomnianą opcję Zombie [nr]. Tyle wprowadzenia w trudny temat tytułów horrorowych serii, przejdźmy zatem do samych filmów - zaczynając oczywiście od kultowego już dzieła Fulciego.

Zombie 2


Wiele by można napisać o tym filmie. Ujmę to tak - przy naturalistycznym i obrzydliwym obrazie Fulciego, filmy Romero ze swoim gore wyglądają jakby wyszły ze stajni Disneya. Zombie Fulciego są okrutne, całkiem sprawne fizycznie, co więcej - wyglądają o wiele bardziej obleśnie niż zombiaki znane do tej pory. Do tego swoje robi sceneria - tajemnicza wysepka opanowana przez równie tajemniczą chorobę to idealne miejsce na rozegranie się dramatu kilkorga ludzi, którzy nie mają pojęcia z czym przyjdzie im się zmierzyć. Co istotne, ludzie w tym filmie są idiotami, którzy na widok zombie nie biorą nóg za pas i zwiewają, póki jeszcze mają za pomocą czego uciekać, ale grzecznie czekają, aż zombie się nimi zajmą. Wszystko oczywiście po to, by Fulci mógł z pietyzmem i pewnie z sadystyczną przyjemnością wymalowaną na twarzy pokazać możliwie jak najdokładniej np. zombie wbijającego biednej kobiecie w oko  zaostrzonego kawałka drewna. Jest też oczywiście niesławna scena walki zombie z rekinem - i brzmi to tak samo dziwnie, jak faktycznie wygląda. Pomijając jednak ten naprawdę dziwaczny epizod, reszta filmu jest z jednej strony brutalna i krwawa w pełnym tego słowa znaczeniu, ale z drugiej także klimatyczna i nakręcona w bardzo wyszukany jak na zombie movie sposób. Reżyser nie ogranicza się tylko do pokazywania jatki i tryskającej posoki (ale bez obaw, tego nie brakuje), wiele scen jest wręcz wyjątkowo ładnych -  osobiście bardzo lubię scenę kręconą bardzo nisko przy ziemi, gdzie na pierwszym planie leniwie przechadza się jakiś krab, a w tle majaczy sylwetka powłóczącego nogami żywego trupa - naprawdę urocze. I właśnie to wyróżnia ten film na tle innych zombie movies. Przy całym jego naturalizmie, brutalności i litrach przelanej na ekranie krwi,  Fulci podszedł doń jak do dzieła sztuki - każda scena jest wizualnym majstersztykiem - każde ujęcie jest maksymalnie dopieszczone, a kluczem do straszenia widza wcale nie mają być toczone przez robaki, gnijące ciała zombie, ale sposób ujęcia całej formy, gra klimatem i wyobraźnią widza.

Zombie 3


Wszystko co dobre, szybko się kończy - zatem i cykl Zombie już od tej części skończył z chlubną tradycją i zaczął marsz w dół, ku rejonom zarezerwowanym dla najbardziej żenujących filmów, jakie kiedykolwiek zostały nakręcone. Zombie 3 nie jest jeszcze aż tak tragiczny, ale z drugiej strony jest w najgorszej sytuacji. Nie jest bowiem na tyle dobry, by go rozpatrywać jako ciekawą i wartą obejrzenia pozycję (jak poprzednik), nie jest też na tyle zły, by również być wartym zobaczenia, tyle, że ze względu na walory komediowe. To jedynie nudny i sztampowy film z Zombie, który początkowo również miał być reżyserowany przez Lucio Fulciego, jednak ten po nakręceniu 15 min materiału zrezygnował i produkcję przekazano niejakiemu Bruno Matteiemu. Każdy, kto widział kiedykolwiek jakiś film tego pana, doskonale będzie wiedział, czego się spodziewać. Mattei odpowiada za takie klasyki jak Robowar (niskobudżetowy klon Predatora z robotem zamiast obcego, występuje m.in. Reb Brown znany z Howling II), Strike Commando (niskobudżetowy klon Rambo II, i znowu rolę główną powierzono Rebowi) czy Terminator II (niskobudżetowy klon... ha, wcale nie Terminatora, a Obcego, serio). Jak więc widać, Włoch to takie jednoosobowe studio Asylum, tworzący filmy o podobnej wartości artystycznej i o równie niskim budżecie, jak jego amerykańscy spadkobiercy, mający na koncie słynne Transmorphers czy Megashark vs Giant Octopus. Tym razem Mattei na warsztat dostał film o zombie, więc wywiązał się z tego najlepiej jak umiał... kopiując możliwie jak najwięcej rozwiązań z Powrotu Żywych Trupów i filmów Romero. Przy okazji reżyser sam nie widział, czy zombie w jego filmie mają być klasyczne, romerowskie (czyli powolne i głupie), czy  może iść tropem Dana O'Bannona (zombie z Powrotu Żywych Trupów bywały całkiem elokwentne i dosyć sprawne fizycznie) - dlatego też część żywych trupów w filmie jest szybka, część powłóczy nogami, część pożera swoje ofiary, większość jednak próbuje je tylko udusić (Po co? Nie mam pojęcia.), co więcej, okazuje się, że wykończyć zombiaka można zwyczajnie pakując mu kilka kulek w korpus. W takim razie po co w ogóle robić film o zombie, jeśli są one śmiertelne tak jak każdy żywy człowiek? Nie wymagałbym jedna za wiele od twórcy Robowar. Całość jest niestrawna i zdecydowanie niewarta uwagi.

Zombie 4: After Death


Kolejną część cyklu wyreżyserował nie kto inny, a wielki Claudio Fragasso, czyli człowiek odpowiedzialny za filmowy Holocaust, Hiroszimę i Czarnobyl w jednym - Trolla 2! Fragasso rzecz jasna nie wziął się  w zamyśle producenta znikąd, bowiem maczał palce i przy Zombie 3, i przy podobnych koszmarkach, gdzie podpatrywał mistrza Mattei przy pracy. Jeśli Ed Wood jest najgorszym reżyserem wszech czasów, to Claudio Fragrasso mógłby być jego jakimś duchowym sensei, bowiem poziom żenady bijący od jego filmów jest wręcz nie do opisania i wyrasta daleko poza rejestry zarezerwowane dla autora Planu 9 z kosmosu (mimo, że obaj panowie pochodzą z innych okresów czasu i z różnych krajów). Do swojego CV obok Trolla 2, scenariuszy do Robowar, Strike Commando, Szczurów: Nocy Grozy (postapokaliptyczna wizja świata, gdzie ludzie i szczury walczą o przetrwanie), może dopisać sobie także Zombie 4, jeden z najgorszych filmów o zombie, jakie miałem okazję obejrzeć. Fabuła przedstawia się zasadniczo tak: z zombie-masakry na pewnej bliżej niezidentyfikowanej wysepce uchodzi z życiem tylko mała dziewczynka. Po kilkudziesięciu latach - i co ciekawe, wciąż trwają lata 80-te, więc najwyraźniej w tym uniwersum tapirowane fryzury i kolorowe kurtki to stan permanentny - już jako dorosła kobieta powraca z jakiegoś powodu na wyspę i wraz z kilkorgiem znajomych i wietnamskich weteranów walczy o życie w nierównych pojedynkach z masą wygłodniałych zombie. Kompletnie bez sensu, ale radzę pamiętać, że to film twórcy Trolla 2. Co więcej, film ten jest zauważalnie lepszy od historii o goblinach, ma nawet lepsze efekty gore i sceny walki. Przy czym jest wybitnie idiotyczny, kompletnie pozbawiony fabuły (bo chyba tych zarysów, o których wspomniałem nie można rozpatrywać jako fabuły), a reżyser kompletnie nie miał pojęcia o czym w zasadzie ma być ta historia. Mamy więc zombie w szatach z kapturami, karabiny, czarownika voodoo, kiczowatą stylistykę lat 80-tych, no i fatalnych aktorów, sytuujących się mniej więcej na poziomie Trolla 2. Zombie 4 jest archetypem złego filmu, każdy element, na jakim opiera się horror został tu widowiskowo skopany.

Zombie 5: Killing Birds


Hm... o tym filmie będzie najtrudniej opowiedzieć. Czego postronny widz mógłby się spodziewać po tytule Zombie 5: Killing Birds? Nie licząc na wiele, sam myślałem, że w filmie będą przynajmniej albo żywe trupy, albo zabójcze ptaki, choć ta druga opcja wydała mi się dosyć mało adekwatna do charakteru serii, która bądź co bądź, nazywa się przecież Z o m b i e. Tak czy inaczej, co do mordujących ptaków w filmie - nie stwierdzono. Jest jeden ptak, który co prawda nie jest najspokojniej usposobiony, jednak nikogo nie zabija. Skąd ten więc tytuł? Nie mam pojęcia. Co do pierwszego członu - zombie w filmie owszem, są, ale w liczbie trzech. Nie jest to dużo i nie bardzo wiadomo skąd się w ogóle wzięły, ale przynajmniej są - co, jak się okaże potem, nie jest wcale dla serii Zombie oczywiste. Fabuła jest rzecz jasna głupia i nie trzymająca się kupy. Jest więc powracający do domu żołnierz, który jednak zamiast znaleźć ukojenie w ramionach stęsknionej małżonki, znajduje swoją wybrankę w ramionach obcego mężczyzny. Oczywiście prawdziwy facet w takim wypadku chwyta za nóż i wymierza sprawiedliwość niewiernym, a potem z rozpędu zabija wszystkich, którzy przypadkiem mieli pecha znaleźć się w zasięgu jego wzroku. Takim rozwojem wypadków nie jest jednak zachwycony pewien ptak, który z jakiegoś powodu wydziobuje biednemu weteranowi oczy. Tak wygląda pierwsza część filmu. Druga skupia się na grupce nastolatków, którzy w jakimś celu pojawiają się na miejscu zbrodni kilka lat po całym wydarzeniu. Tu spotykają dziwnego niewidomego badacza ptasiego śpiewu, a przy okazji do końca filmu ganiają się z trzema żywymi trupami. W jakim celu, dlaczego i co to ma wspólnego z zabójczymi ptakami? Nie mam zielonego pojęcia. Zombie 5 nie jest może tak kiczowaty jak poprzednik, ale głupotą i bezsensownością scenariusza może z nim niewątpliwie konkurować.

Zombie 6: Monster Hunter


Film ten znany jest o wiele lepiej jako Absurd, ale też jako Antropophagus 2, Horrible czy The Grim Reaper 2. Jest to raczej rodzaj nieoficjalnego sequela do slashera Antropophagus, a nie kontynuacja serii Zombie. Skąd ten tytuł? Nie mam pojęcia, tym bardziej, że w filmie nie pojawia się żaden zombie. I choć reżyserem jest Joe D'Amato (autor m.in. Porno Holocaust, producent Trolla 2), współpracujący przy poprzednim filmie, to Zombie 6, a raczej Absurd, nie ma kompletnie nic wspólnego z którymkolwiek z filmów serii. Dlatego też nie warto tego filmu opisywać (tym bardziej, że jest tylko nudnym i wtórnym rip-offem  Halloween Carpentera), natomiast samym Joe D'Amato zajmę się jeszcze kiedy indziej.

***

Można więc w tym momencie śmiało powiedzieć, że seria umarła śmiercią naturalną. Dwa ostatnie tytuły to zupełnie oddzielne historie, nie mające wiele wspólnego z zombie i zresztą zazwyczaj dystrybuowane pod innymi tytułami (część piąta jako po prostu Killing Birds, natomiast litania alternatywnych tytułów części szóstej znajduje się powyżej). Dolepianie im tytułu serii to tylko dodatkowy zabieg, mający skierować do kieszeni producentów trochę więcej kasy od niezorientowanych fanów zombie-movies, jednocześnie świadczący o tym, że pomysły na rozwinięcie serii definitywnie się włoskim reżyserom, skończyły, co może i jest dobrą wiadomością, biorąc pod uwagę na poziom całej serii. Niestety, tylko Zombie 2 trzyma wysoki poziom, cała reszta spokojnie nadaje się do umieszczenia w podręcznikach mówiących o tym, czego pod żadnym pozorem nie robić, tworząc  horror z zombie w roli głównej.


Co więcej, tak bardzo dezorientującego i pokręconego cyklu w dziejach horroru nie było - mamy tu filmy o zombie bez zombie, seria rozpoczyna się częścią drugą, przy poszczególnych filmach swój udział mają twórcy Trolla 2 czy Robowar, każda z części ma masę alternatywnych tytułów używanych równolegle i tak dalej... Tym niemniej seria obecnie jest definitywnie martwa i biorąc pod uwagę, jak wyglądał jej koniec, mam nadzieję, że nie powstanie z grobu. Tym niemniej warto zapoznać się z dziełem Fulciego, o ile oczywiście ma się na wyposażeniu mocne nerwy i jeszcze mocniejszy żołądek.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz